Post

Ostatnia wola wysłana przez sms i dziedziczenie Gmaila - czyli dziedziczenie w XXI wieku

Od dawna wiadomo, że prawo nie dogania życia. W szczególności współczesne życie, w którym większość ud odbywa się przez Internet lub za pomocą smartfona. Co by było, gdybyśmy - zaskoczeni okolicznościami - wysłali naszą ostatnią wolę także sms-em lub zostawili ją w chmurze? Kto odziedziczy nasze prace zapisane na serwerze poczty elektronicznej? Problem nie jest tak abstrakcyjny, jak mogłoby się wydawać.

Nagłe okoliczności Wyobraźmy sobie taką sytuację: polski obywatel, pisarz, wyjeżdża na drugi koniec świata, np. do Australii. Tam ginie w wypadku. Wkrótce przed śmiercią wysyła sms-a do swojej partnerki życiowej, w którym informuje ją, że skończył pracę nad nową powieścią. Powieść zostaje zapisana w skrzynce odbiorczej Gmaila w wersji roboczej. Jednocześnie informuje ją, że napisał dla niej powieść i jeśli coś mu się stanie, chce, aby cały jego majątek - w tym prawa do książki - należał do niej. To jest prawie jak fabuła filmowa. Ale problemy prawne, z którymi będzie musiała sobie poradzić potencjalna dziedziczka, są całkiem realne. Przyjrzyjmy się temu dokładnie.

Ostatni testament wysłany e-mailem lub sms-em Jeśli bohater naszej historii wyśle sms-a z ostatnim testamentem podczas pobytu w Polsce, to nie będzie wątpliwości - nie będzie to traktowane jako testament. Nasz kodeks cywilny zawiera szczegółowe wytyczne dotyczące formy testamentu. Spadkodawca powinien napisać testament odręcznie, podpisać go i opatrzyć datą. Alternatywnym rozwiązaniem jest wizyta u notariusza. Na szczęście testament został sporządzony, gdy nasz pisarz był poza granicami Polski. Są kraje, w których jest sporo swobody co do formy dyspozycji na wypadek śmierci.

Na przykład w sprawie Van der Merwe v. Master of the High Court i innej, Sąd Najwyższy w RPA zaakceptował niepodpisany szkic ostatniego testamentu przesłanego przyjacielowi mailem bezpośrednio przed śmiercią jako ostatni testament zmarłego. W przypadku sprawy Mellino przeciwko Wilkinsowi rozpatrywanej przez australijski Sąd Najwyższy, ostatni testament w formie nagrania na DVD został uznany za ważny. Płyta DVD została opisana przez zmarłego jako "moja ostatnia wola" i - nawet bardzo nieformalnie - zawierała dyspozycje spadkodawcy dotyczące jego majątku. W sprawie Rioux przeciwko Coulombe, Sąd Najwyższy w Quebecu uznał za testament ostatni dokument Word, zapisany na zewnętrznym dysku twardym, który został wskazany przez spadkodawcę w liście znalezionym w miejscu, w którym popełniła ona samobójstwo.

W Stanach Zjednoczonych, w nagłośnionej sprawie Estate of Javier Castro, sąd w Ohio zatwierdził jako testament ostatni dokument, który został przygotowany przez Javiera Castro tuż przed jego śmiercią, już w szpitalu, na jego tablecie i podpisany na ekranie długopisem dotykowym. Ostatni testament został również podpisany przez jego braci, jako świadków. Na koniec, w sprawie Nichol przeciwko Nicholowi, Sąd Najwyższy zdecydował, że zapisany w telefonie projekt sms-a może stanowić ostatni testament, jeżeli kończy się oświadczeniem "moja ostatnia wola". Innymi słowy, gdyby nasz bohater wysłał sms ze swoją ostatnią wolą będąc w którymkolwiek z wymienionych krajów - istnieje szansa, że sąd uznałby to za jego ostatnią wolę. Co więcej, jest też możliwe, że polski sąd, rozważając tę sprawę, przyznałby się do istnienia takiego testamentu. Dzieje się tak dlatego, że zgodnie z Konwencją Haguq o kolizji praw dotyczących formy rozporządzeń testamentowych, wystarczy, aby forma testamentu była zgodna z prawem wewnętrznym kraju, w którym spadkodawca sporządził testament. Lepiej jednak nie kusić losu i przygotować testament z wyprzedzeniem w formie pisemnej lub przed notariuszem.

Dziedziczenie Gmaila

Ważność ostatniej woli nie rozwiązuje jednak problemów w naszej sprawie. Dzieje się tak dlatego, że spadkobierczyni pisarza musi jeszcze uzyskać dostęp do swojej skrzynki pocztowej, w której nagrał swoją najnowszą powieść. Załóżmy, że spadkodawca nigdy nie podał jej hasła. W przypadku Gmaila najpierw konieczne będzie złożenie wniosku do Google o dostęp do danych zgromadzonych na koncie zmarłej osoby. Nawet jeśli wniosek zostanie uwzględniony, spadkobiercy będą musieli uzyskać orzeczenie sądu w Stanach Zjednoczonych, zatwierdzające tekst oświadczeń sugerowanych przez Google. Innymi słowy - jest to długa i wyboista droga.

Co ważne, nawet jeśli spadkobierca posiada hasło do konta Gmail zmarłego, to zgodnie z warunkami korzystania z usług Google każde logowanie się na jego konto miałoby charakter nielegalny (do korzystania z niego uprawniony jest tylko właściciel konta). W przypadku, gdyby Google dowiedział się o nieautoryzowanym dostępie, natychmiast zablokowałby i zamknąłby konto. Dlatego najlepszym rozwiązaniem, które polecam, jest wcześniejsze korzystanie z menedżera kont nieaktywnych. To tutaj możemy określić, co stanie się z naszym Gmail'em i innymi usługami Google po naszej śmierci. Mamy możliwość określenia, kto i w jakim zakresie może uzyskać dostęp do naszych usług. Google automatycznie powiadomi takie osoby, jeśli użytkownik będzie nieaktywny przez pewien okres czasu. Dzięki administratorowi nieaktywnych kont możemy zaoszczędzić naszym bliskim wiele kłopotów związanych z dostępem do naszych zasobów cyfrowych zgromadzonych w ramach usług Google.

Podsumowanie Według badań, tylko 13 na 100 Polaków powyżej 50 roku życia sporządziło testament (link). Przypuszczam, że kilka procent osób z tej grupy zdecydowało, co stanie się z ich zasobami cyfrowymi po ich śmierci. Wydaje się więc, że powyższe fakty dotyczą większości z nas. Jeśli nic nie zrobimy, nasze skrzynki pocztowe, zdjęcia w chmurze, nie mówiąc już o naszym portfelu kryptowalut, mogą popaść w niebyt i zapomnienie. Od czego zacząć sporządzanie dobrej ostatniej woli? Zdecydowanie nie z sms-em. Ale zostanie to omówione w artykule tekstowym.